niedziela, 3 listopada 2013

Marej

Był 4 stycznia. Zimne zimowe popołudnie. Po lekcjach wracałam do domu sama. Dzisiaj miałam urodziny.
Kończyłam 16 lat. Rodzice nigdy o nich nie zapominali, bynajmniej mama. Zawsze składała mi życzenia i dawała czekoladę truskawkową. Niestety, nie dostawałam większych prezentów jak reszta znajomych, na początku szkoły byłam wręcz oburzona, że jestem przez brak podarków "inna". Jednak po kilku latach uświadomiłam sobię, że prezentu nie są najważniejsze i że można zyc bez jednej nowej bluzki czy smartphonu. Mimo upływu czasu nadal było mi przykro, że nic nie dostawałam....
     Dochodziłam już do domu. Wchodziłam na podwórko a potem do domu. Powoli zdejmowałam starą kurtkę, kremowy szalik, ciepłą czapkę i dość powycierane czarne botki. weszłam do kuchni, a mam przywitała mnie słonecznym "Cześć". "Cześć"-odpowiedziałam. Byłam przyzwyczajona, ze moje urodziny sa jak kolejny, zwykły dzień. Bez imprezy i świeczek urodzinowych. Po kilku zadanych przez mame pytaniach i po kilku moich odpowiedziach. zwyczajnie poszłam odrabiać lekcje. Zadanie 23,24 j.polski- 5 zadan, 4 z historii i wypracowanie a angielskiego.  Gdy konczyłam odrabiać lekcję włączyłam komputer, facebook, yt, ask itd. Usłysszałam szczekanie psa. Do domu wszedł tata ze smyczą a do niej przyczepiony był owczarek niemiecki. Oczy mi błyszcały. Pies patrzył na mnie to na tatę.
-Co..to za pies?-Zapytałam
-To pies ze schroniska. Wziełem go do domu, było mi go żal.-Odpowiedział
Faktycznie pies był wychudzony. Miał brązowe oczy i miodowo-czarne umaszczenie. Wyglądał na wyrośniętego szczeniaka ok.3/4miesięcy. Wydawało mi się, że ktoś go zostawił na ulicy, bo nie był szczególnie pobity.
-Jak go nazwiemy?- zapytała mama
-Hm... może Marej?-wpadłam na pomysł.
-No, nieźle....-Dodał tata
-To...witaj w rodzinie Marej :D-byłam szczęsliwa.
                                                                               *
 Moze w koncu nie będe taka samotna-pomyślałam. Kupiłam psu miskę i a posłanie dla psa dostałam od cioci Marii. Po szkola opiekowałam się Marejem i bawiłam razem z nim. Nauczłam go kilka sztuczek jak podawanie łapu czy chociarzby"Zdechły pies".  Przynajmniej 3 razy w tygodniu chodizłam z nim na spacer co sprawiało przyjemnoś c jemu i mnie. Jego wyraz szczęscia dało sie poznać po tym, ze machał ochoczo ogonem i się łasił. Odprowadzał mnie do miesjckiego autobusu i wychodził po mnie gdy zobaczył w polach pomarańczowe "pudło" szkolne. Mama mówiła, że był smutny, gdy była w szkola, dlatego starałam sie go zabirać w możliwie wiele miejsc. Pokochałam go a moi znajomi też go polubili. Częsciej zapraszali mnie do siebię zazwyczaj z Marejem. Gdy stopniały śniegi i zaczęło być ciepło nauczyłam psa aportować. 
                                                                               *
Pewnego razu gdy wysiadłam z autobusu Marej na mnie nie czekał. Zdziwiłam się, ale nie przejmowałam sie tym za bardzo. Gdy chciałam wejsc do domu drzwi były zamknięte. Zdziwniłam sie jeszcze bardziej. Otworzyłam drzwi starym kluczem.. W domu nie było mamy, taty a nawet mojego ulubieńca.
Po godzinie przyjechali rodzice. tata niósł na rękach skawyczącego Mareja.. Ich miny dały sygnał, że nie jest dobrze  .....
 Marej<<<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz