Szłam chodnikiem Nowego York'u jak co dzień. Samotna, czułam spojrzenia na ciele i przełykałam powoli ślinę bo wiem nienawidziłam tego gestu. Obok mnie przenikały dziesiątki ludzi śpieszących się do pracy, by kupic pieczywo, by odprowadzić dziecko do przedszkola. Gy wchodziłam do znanego mi swietnie liceum zauważyłam Diego. Stał ze swoją ekipą przy poręczy obok schodów a ja rzuciłam ku niego spojerzenie i gdy ujrzałam, że on je odwzajemnił odwróciłam się lekceważąco. Sama nie wiem po co to zrobiłam. Zawsze zadaję sobię to samo pytanie gdy robię takiego typu głupoty. Przecierz...Ale....ciekawe co by było gdybym się usmiechnęła i podeszła on wtedy napewno .... a no właśnie, co dalej? Chyba już wiem dlaczego tak postępuje za każdym zarem gdy go widzę.
*
Zamykając oczy i marszcząc czoło wyszeptałam sama do siebię "debilka" i poszłam w stronę szatni. Jak zwykle na parapecie siedziała grupka dziewczyn min. Viqui. Jedna z najbogatszych osóbek z naszej szkoł. Zawsze piękna, mądra i idealnie wysportowana.
-Cześć Meg.-Usłyszałam ze strony Viq. W jej głosie wyczułam lekką pogardę, drwinę z mojej osoby. Przeknęłam ślinę, zamknęłam oczy po czym odwróciłam sie i powiedziałam
-Hej. odpowiedziałam nie wkładając w to zbyt dużo uczucia.
-Uroczy zestaw.-Rozumiem że to
W żaden sposób nie może się rówać z tym
Ale, to nie powód by ze mnie drwic poza tym wdług mniemój styl nie była aż taki zły, że sie z niego śmiac.Znowu ten okrpny ton poniżenia w jej głosie odparłam zeschłe"Dzieki,twój też jest fajny i uśmiechnęłam się szeroko, by zobaczyła że też nią gardzę. Zgaszona Viq przewróbiła tylko oczami a ja poczułam radośc, lecz po chwili i ona znikła z mojej twarzy.
-Wiesz, w takim wdzianku Diega nie wyrwiesz.-Cisza. Bezwzględna cisza.W tym momecie moje oczy była wgapione w słup a cała osba znieruchomiała. Z kąt ona wie o tym, że Diego, jest obiektem moich westchnien? Czułam się poniżona jak nigdy podczas naszych rozmów. Nawet mnie ta prawda zabolała.
Jutro:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz